semprini
2023-08-20 00:17:09 UTC
Pomyślałem sobie, że skoro tu już jestem, to na chwilę reaktywuję
Kącik Recenzencki. Jakieś dwadzieścia lat temu toczyłem bekę z Bravo
i niektórym się podobało.
Użytkownik PureNick przypomniał mi, że mam schowane gdzieś w
pawlaczu[TM] archiwalne numery "BRUM". Sprawdziłem właśnie i niestety
wygląda na to, że najstarsze egemplarze uległy biodegradacji, albo
zagubiły sie gdzieś przy okazji którejś przeprowadzki. Najstarszy numer
jaki mam to numer z marca 1996 (cena okładkowa: 2,40 zł). I nad tym
numerem dziś chciałbym się pochylić - z łezką w oku. Zanim zacznę,
uprzedzę: nie, nie będę się bawił w omawianie strona po stronie, skupię
się na kilku ciekawszych fragmentach.
* * *
Czy ktoś pamięta zespół Lizar? Ja tak. To ci goście, którzy próbowali
przebić się do mainstreamu na fali popularności Oasis. Gallagherowie
wtedy królowali na listach przebojów ze swoim "Wonderwall", więc ktoś w
którejś polskiej wytwórni doszedł do wniosku, że musimy mieć swój
odpowiednik. To w ogóle było przekleństwo tamtych czasów - w pewnym
momencie można było pomyśleć, że musimy mieć swoją nieudolną kopię
każdego muzycznego trendu, który był popularny na świecie. Apogeum tego
podejścia to chyba polska Britney, czyli Maja Kraft (kto ją pamięta bez
szukania na Youtube?).
Ale do Lizara wracając: w Brumie jest miniwywiad z gitarzystą. Z tekstu
(będącego raczej notką na pół strony, podpisanego "W.W." i stylistycznie
niepokojąco pasującym do Kuby Wojewódzkiego) można się dowiedzieć, że
korzeni zespołu należy szukać w Kr'shna Brothers. Do składu dołączyli
między innymi basista Happy Pills i gitarzysta Malarzy i Żołnierzy.
Autor notki informuje nas, że "Muzyka LIZAR swobodnie i lekko przenosi
słuchacza w zamglone rejony Wielkiej Brytanii", co gitarzysta zespołu
1996 roku, kiedy Gallagherowie po "Wonderwall" poprawili już prawym
prostym w postaci "Don't Look Back in Anger" i nie schodzili z
pierwszych miejsc list przebojów. Ja się pytam, czy pan Muszyński
(gitarzysta Lizar) ma w ogóle rozum i godność muzyka?
jakoś bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że ktoś w wytwórni uznał:
"Andżej, to całe Oasis brzmi jak The Beatles, ale nie wygląda. Zróbmy
naszą wersję, która JESZCZE DO TEGO BĘDZIE WYGLĄDAĆ". A później dostał
za to, kurwa, medal.
* * *
Jednym ze wspanialszych fragmentów każdego numeru BRUM zawsze była
rubryka "a ty co!", w której pięć mniej lub bardziej znanych osób "z
branży" komentowało pięć podsuniętych przez dziennikarzy utworów innych
wykonawców. Zarówno utwory jak i oceniający pochodzili przy tym z
różnych muzycznych bajek - od metalu, przez punka aż po pop. Dzięki temu
w tym numerze mamy jury w składzie:
- DH: Daniel Howorus (gitarzysta Yokashin),
- RT: Robert Trębicki (Wokalista Insomni, jeśli wierzyć RYM to jakiś
głęboki off Death Doom Metal),
- MG: Mirosław Grewiński (ówczesny basista Houk)
- IL: Ireneusz Loth (perkusista KATa)
- K: Kayah
Powyżej wymienione osoby oceniają następujące utwory (wszystkie były
wtedy nowościami. Poniżej tylko najciekawsze wypowiedzi):
1. Robert Chojnacki - "Prawie do nieba"
kłują w uszka Pana Prawdziwego Metalowca.
2. Raz Dwa Trzy - "Tyle Będzie"
nie skalała się graniem - za przeproszeniem - piosenek. Mielibyśmy wtedy
drugie Raz Dwa Trzy, a to, jak wiadomo, byłaby zapowiedź Końca Czasu.
3. Tuff Enuff - "Ma No Somos Gamines"
takie analogie.
4. Homo Twist - "Techno i porno"
kolejnym G'n'R-wannabe, ale buntownicze teksty to jednak nie dla niego.
Wrażliwiec, znaczy się. Może kolega powinien posłuchać jakichś naprawdę
buntowniczych tekstów, nie Maleńczuka, który wtedy poszedł w rejony
"jestem starzejącym się punkowcem i powiem wam teraz co mnie wkurza". I
* * *
Czy ja wspominałem jak bardzo mnie irytowały teksty, które dla BRUM
pisała Anita Bartosik? Na stronach 28-29 mamy mini-monografię Justyny
Steczkowskiej - zatytułowaną "Kapłanka Diabła" - pióra właśnie tej pani.
Egzaltowane gówno, które się ciężko czytało wtedy i dziś też ciężko się
ile autorka ma lat, czternaście? Przecież to brzmi jak fragment
pamiętnika zbuntowanej nastolatki. Nie wspominając o tym, że Steczkowska
- jakkolwiek dysponująca fenomenalnym głosem i mająca na początku
kariery to nieprawdopodobne szczęście, że zainteresował się nią
Ciechowski - jest tylko wokalistką, która jest tak dobra jak ten, co jej
pisze repertuar (co stało się w pełni widoczne parę lat później, ale
pani dziennikarka powinna wiedzieć to już wtedy i nie bić przed nią
pokłonów, jakby była drugą Tori Amos).
* * *
Listy do redakcji! Jezu, jak pięknie. W roku 1996 posiadaczy adresu
e-mail w Polsce można było policzyć na palcach u nóg jednej stonogi,
więc to co tu mamy to korespondencja w pełni analogowa, a co za tym
idzie - rozwlekła. W tym numerze rubryka została zdominowana przez
czytelnika podpisującego się "NICK", który przez półtorej szpalty
rozwodzi się nad tym, że "nadszedł czas fałszywych wykonawców". Stawia
śmiałą tezę, że fala gitarowego grania spod znaku Nirvany czy Pearl Jam
jest niczym, bo "prawdziwa filozofia i głos rozpaczy wyszedł na
przełomie lat 70tych i 80tych, wraz z narodzinami punka i takich
zespołów jak Joy Division. To były prawdziwe głosy protestu, a nie
podrabiane i odrażające fałszem głosy zespołów grających grunge".
Zastanawia się też jakim cudem Cobain mógł się zabić, bo przecież "jak
ktoś kto ma sławę, kupę forsy i szczęście może cierpieć?". I tak dalej i
tak dalej. Na szczęście Nick nie zostawia nas na lodzie - oprócz Joy
Division bardzo pochlebnie wypowiada się o Nicku Cave, Laibachu i
Waitsie, a z polskich wykonawców - o Świetlikach, Armii, Dezerterze,
Pudelsach i - tu się zdziwiłem - Wzgórzu Ya-Pa-3. List zaś kończy
słowami "pozdrawiam zespół Type O Negative". Dziękuję w imieniu zespołu,
na pewno było im miło, nie wiem tylko czy ich następna płyta - wydana
pół roku później, uznawana przez najbardziej komercyjną "October Rust"
- znalazła uznanie w oczach Nicka. Obawiam się, że mogła nie znaleźć.
Oprócz tego listu mamy też krótsze formy, w których czytelnicy nawiązują
do listów wydrukowanych w poprzednich numerach. dzięki temu można się
dowiedzieć, że nie wszyscy lubią punka i woleliby czytać w Brum o
ambitnych kapelach, takich jak Flapjack czy Proletaryat. Jest też list
Małej, która opowiada o tym, że - podobnie jak autorzy listów z
poprzednich numerów - również miała duży problem z uzależnieniem od
narkotyków. Oraz list od niejakiego Elvisa, który narzeka na
upolitycznienie kleru w jego rodzinnym Dzierżoniowie. *)
* * *
I to chyba tyle, z rzeczy, które wyłapałem przeglądając. Pozdro.
_______________________
*) Czy tylko mi się wydaje, czy zwrot "Elvis z Dzierżoniowa" ma
gigantyczny potencjał?
Kącik Recenzencki. Jakieś dwadzieścia lat temu toczyłem bekę z Bravo
i niektórym się podobało.
Użytkownik PureNick przypomniał mi, że mam schowane gdzieś w
pawlaczu[TM] archiwalne numery "BRUM". Sprawdziłem właśnie i niestety
wygląda na to, że najstarsze egemplarze uległy biodegradacji, albo
zagubiły sie gdzieś przy okazji którejś przeprowadzki. Najstarszy numer
jaki mam to numer z marca 1996 (cena okładkowa: 2,40 zł). I nad tym
numerem dziś chciałbym się pochylić - z łezką w oku. Zanim zacznę,
uprzedzę: nie, nie będę się bawił w omawianie strona po stronie, skupię
się na kilku ciekawszych fragmentach.
* * *
Czy ktoś pamięta zespół Lizar? Ja tak. To ci goście, którzy próbowali
przebić się do mainstreamu na fali popularności Oasis. Gallagherowie
wtedy królowali na listach przebojów ze swoim "Wonderwall", więc ktoś w
którejś polskiej wytwórni doszedł do wniosku, że musimy mieć swój
odpowiednik. To w ogóle było przekleństwo tamtych czasów - w pewnym
momencie można było pomyśleć, że musimy mieć swoją nieudolną kopię
każdego muzycznego trendu, który był popularny na świecie. Apogeum tego
podejścia to chyba polska Britney, czyli Maja Kraft (kto ją pamięta bez
szukania na Youtube?).
Ale do Lizara wracając: w Brumie jest miniwywiad z gitarzystą. Z tekstu
(będącego raczej notką na pół strony, podpisanego "W.W." i stylistycznie
niepokojąco pasującym do Kuby Wojewódzkiego) można się dowiedzieć, że
korzeni zespołu należy szukać w Kr'shna Brothers. Do składu dołączyli
między innymi basista Happy Pills i gitarzysta Malarzy i Żołnierzy.
Autor notki informuje nas, że "Muzyka LIZAR swobodnie i lekko przenosi
słuchacza w zamglone rejony Wielkiej Brytanii", co gitarzysta zespołu
"Rzeczywiście jest w naszej muzyce coś brytyjskiego. (...) Ale myślę,
że jest w niej też wystarczająco dużo akcentów stricte polskich, żeby
uniknąć zarzutów o wtapianie się w koniunkturę wyznaczoną przez Blur i
Oasis".
Straszne jest to, jak bardzo można żyć w wyparciu.że jest w niej też wystarczająco dużo akcentów stricte polskich, żeby
uniknąć zarzutów o wtapianie się w koniunkturę wyznaczoną przez Blur i
Oasis".
"Nie chcemy zresztą być kojarzeni z tym nurtem, w naszym pojęciu jest
on zbyt undergroundowy".
Zawiesiłem się na chwilę. Przypominam, że ten facet mówi to na początkuon zbyt undergroundowy".
1996 roku, kiedy Gallagherowie po "Wonderwall" poprawili już prawym
prostym w postaci "Don't Look Back in Anger" i nie schodzili z
pierwszych miejsc list przebojów. Ja się pytam, czy pan Muszyński
(gitarzysta Lizar) ma w ogóle rozum i godność muzyka?
"Zrezygnowaliśmy też z image'u sługowłosych, nieogolonych rockmanów -
za dużo tego, ludzie potrzebują oddechu - występujemy w garniturach,
jesteśmy ładnie uczesani".
Tak, to bardzo prawdopodobna historia. Ale wiesz pan, panie gitarzysta -za dużo tego, ludzie potrzebują oddechu - występujemy w garniturach,
jesteśmy ładnie uczesani".
jakoś bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że ktoś w wytwórni uznał:
"Andżej, to całe Oasis brzmi jak The Beatles, ale nie wygląda. Zróbmy
naszą wersję, która JESZCZE DO TEGO BĘDZIE WYGLĄDAĆ". A później dostał
za to, kurwa, medal.
* * *
Jednym ze wspanialszych fragmentów każdego numeru BRUM zawsze była
rubryka "a ty co!", w której pięć mniej lub bardziej znanych osób "z
branży" komentowało pięć podsuniętych przez dziennikarzy utworów innych
wykonawców. Zarówno utwory jak i oceniający pochodzili przy tym z
różnych muzycznych bajek - od metalu, przez punka aż po pop. Dzięki temu
w tym numerze mamy jury w składzie:
- DH: Daniel Howorus (gitarzysta Yokashin),
- RT: Robert Trębicki (Wokalista Insomni, jeśli wierzyć RYM to jakiś
głęboki off Death Doom Metal),
- MG: Mirosław Grewiński (ówczesny basista Houk)
- IL: Ireneusz Loth (perkusista KATa)
- K: Kayah
Powyżej wymienione osoby oceniają następujące utwory (wszystkie były
wtedy nowościami. Poniżej tylko najciekawsze wypowiedzi):
1. Robert Chojnacki - "Prawie do nieba"
IL: "Przyzwoita piosenka, tylko refrenik coś za słodziutki (...)."
Rozumiem, że słodziutkie refreniki w radiowych piosenkach popowychkłują w uszka Pana Prawdziwego Metalowca.
2. Raz Dwa Trzy - "Tyle Będzie"
MG: "(...) jeśli kiedykowiek grałbym piosenki, to to byłaby to muzyka
zbliżona do tej, jaką tworzy w tej chwili Raz Dwa Trzy."
Jezu, jak dobrze, że Houk jest taką offową kapelą, która nigdy w życiuzbliżona do tej, jaką tworzy w tej chwili Raz Dwa Trzy."
nie skalała się graniem - za przeproszeniem - piosenek. Mielibyśmy wtedy
drugie Raz Dwa Trzy, a to, jak wiadomo, byłaby zapowiedź Końca Czasu.
IL: "Na ten temat nie mam nic do powiedzenia."
K: "Nie mam nic do powiedzenia na ten temat."
Zmówili się, ani chybi.K: "Nie mam nic do powiedzenia na ten temat."
3. Tuff Enuff - "Ma No Somos Gamines"
DH: "(...) ten utwór to taki powrót do starego thrashu, ale z nowymi
elementami. Tak jak połączenie Anthrax z Alice In Chains."
Uwielbiam, kiedy muzyk z podrzędnej testosteronowej kapeli bawi się welementami. Tak jak połączenie Anthrax z Alice In Chains."
takie analogie.
K: "Przeraża mnie agresja w tej muzyce (...). Zmieniłabym stację."
Wiadomo, agresywne granie nie jest dla dziewczynek. Dla facetów to.4. Homo Twist - "Techno i porno"
DH: "(...) podoba mi się takie granie. Z drugiej jednak strony nie
jestem zwolennikiem buntowniczych tekstów."
No i proszę - niby taki długowłosy rockers, niby gra w zespole będącymjestem zwolennikiem buntowniczych tekstów."
kolejnym G'n'R-wannabe, ale buntownicze teksty to jednak nie dla niego.
Wrażliwiec, znaczy się. Może kolega powinien posłuchać jakichś naprawdę
buntowniczych tekstów, nie Maleńczuka, który wtedy poszedł w rejony
"jestem starzejącym się punkowcem i powiem wam teraz co mnie wkurza". I
IL: "(...) gdyby nie teksty, byłaby rewelacja, a tak jest tylko bardzo
dobre".
5. Lotyń - "Zielone oczy"dobre".
IL: "Kupa kompletna. Granie sprzed stu lat i w dodatku słabe."
Odważne słowa jak na perkusistę zespołu KAT.* * *
Czy ja wspominałem jak bardzo mnie irytowały teksty, które dla BRUM
pisała Anita Bartosik? Na stronach 28-29 mamy mini-monografię Justyny
Steczkowskiej - zatytułowaną "Kapłanka Diabła" - pióra właśnie tej pani.
Egzaltowane gówno, które się ciężko czytało wtedy i dziś też ciężko się
"W chwili gdy się się rodziła jej szamańska dusza musiała przedrzeć
się przez opary wszelkiego zła tego świata. Niewidzialna mgła sumień
spowijała całą ziemię. Ziemię, nie niebo. Na szczęście. Tam właśnie w
tej chwili, jakimś kosmicznym zrządzeniem losu, wulkanicznym blaskiem
krzyżowały się konstelacje Kory i Ewy Demarczyk - te czarne madonny
miały później wywrzeć spory wpływ na jej życie ziemskie."
I tak dalej, i tak dalej, przez półtorej strony. Ja chciałem spytać -się przez opary wszelkiego zła tego świata. Niewidzialna mgła sumień
spowijała całą ziemię. Ziemię, nie niebo. Na szczęście. Tam właśnie w
tej chwili, jakimś kosmicznym zrządzeniem losu, wulkanicznym blaskiem
krzyżowały się konstelacje Kory i Ewy Demarczyk - te czarne madonny
miały później wywrzeć spory wpływ na jej życie ziemskie."
ile autorka ma lat, czternaście? Przecież to brzmi jak fragment
pamiętnika zbuntowanej nastolatki. Nie wspominając o tym, że Steczkowska
- jakkolwiek dysponująca fenomenalnym głosem i mająca na początku
kariery to nieprawdopodobne szczęście, że zainteresował się nią
Ciechowski - jest tylko wokalistką, która jest tak dobra jak ten, co jej
pisze repertuar (co stało się w pełni widoczne parę lat później, ale
pani dziennikarka powinna wiedzieć to już wtedy i nie bić przed nią
pokłonów, jakby była drugą Tori Amos).
* * *
Listy do redakcji! Jezu, jak pięknie. W roku 1996 posiadaczy adresu
e-mail w Polsce można było policzyć na palcach u nóg jednej stonogi,
więc to co tu mamy to korespondencja w pełni analogowa, a co za tym
idzie - rozwlekła. W tym numerze rubryka została zdominowana przez
czytelnika podpisującego się "NICK", który przez półtorej szpalty
rozwodzi się nad tym, że "nadszedł czas fałszywych wykonawców". Stawia
śmiałą tezę, że fala gitarowego grania spod znaku Nirvany czy Pearl Jam
jest niczym, bo "prawdziwa filozofia i głos rozpaczy wyszedł na
przełomie lat 70tych i 80tych, wraz z narodzinami punka i takich
zespołów jak Joy Division. To były prawdziwe głosy protestu, a nie
podrabiane i odrażające fałszem głosy zespołów grających grunge".
Zastanawia się też jakim cudem Cobain mógł się zabić, bo przecież "jak
ktoś kto ma sławę, kupę forsy i szczęście może cierpieć?". I tak dalej i
tak dalej. Na szczęście Nick nie zostawia nas na lodzie - oprócz Joy
Division bardzo pochlebnie wypowiada się o Nicku Cave, Laibachu i
Waitsie, a z polskich wykonawców - o Świetlikach, Armii, Dezerterze,
Pudelsach i - tu się zdziwiłem - Wzgórzu Ya-Pa-3. List zaś kończy
słowami "pozdrawiam zespół Type O Negative". Dziękuję w imieniu zespołu,
na pewno było im miło, nie wiem tylko czy ich następna płyta - wydana
pół roku później, uznawana przez najbardziej komercyjną "October Rust"
- znalazła uznanie w oczach Nicka. Obawiam się, że mogła nie znaleźć.
Oprócz tego listu mamy też krótsze formy, w których czytelnicy nawiązują
do listów wydrukowanych w poprzednich numerach. dzięki temu można się
dowiedzieć, że nie wszyscy lubią punka i woleliby czytać w Brum o
ambitnych kapelach, takich jak Flapjack czy Proletaryat. Jest też list
Małej, która opowiada o tym, że - podobnie jak autorzy listów z
poprzednich numerów - również miała duży problem z uzależnieniem od
narkotyków. Oraz list od niejakiego Elvisa, który narzeka na
upolitycznienie kleru w jego rodzinnym Dzierżoniowie. *)
* * *
I to chyba tyle, z rzeczy, które wyłapałem przeglądając. Pozdro.
_______________________
*) Czy tylko mi się wydaje, czy zwrot "Elvis z Dzierżoniowa" ma
gigantyczny potencjał?
--
semprini
now playing: The Cinematic Orchestra - Man With a Movie Camera (2003)
semprini
now playing: The Cinematic Orchestra - Man With a Movie Camera (2003)